19.8.09

Dlaczego ema nie mają przyjaciół?

Dziś będzie o umiejętności życia w społeczeństwie. Bo często się zastanawiam, co ze mną jest pod tym względem nie tak.
Większość znanych mi kobiet miała dozgonne przyjaciółki już od podstawówki, kolejne - w szkole średniej i na studiach. Większość znanych mi kobiet nadal ma przyjaciółki lub przyjaciół. Ludzie chodzą na piwo, do kina, spotykają się gdzieś, wyjeżdżają razem, dziewczyny razem chodzą chociażby na głupi aerobik. To się dzieje. Widzę to dookoła siebie. Ale sama nie wchodzę w takie międzyludzkie interakcje. Nie dlatego, że nie chcę - bo bardzo chcę. Tylko to nie działa. Odnoszę wrażenie, że brakuje mi czegoś - jakiegoś zmysłu, umiejętności, nie wiem sama - i to uniemożliwia mi rozwijanie głębszych znajomości. Tak, jakbym była głucha, a przy tym świadoma istnienia świata dźwięków. Mam wrażenie, że obok mnie jest cała ogromna przestrzeń sygnałów, wiadomości, cały kanał przepływu informacji - a ja nie potrafię odbierać tych danych.
Nie potrafię powiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Wydaje mi się, że staram się nawiązywać i utrzymywać kontakty. Nie mam problemów z poznawaniem nowych osób. Tylko te znajomości od pewnego momentu nie rozwijają się, stają w miejscu. Mam opory przed pytaniem innych o ich sprawy, bo czuję się, jakbym pchała się komuś z butami w życie, naruszała przestrzeń - przecież gdyby chciał, powiedziałby sam. Kiedy mówię o sobie, czuję się jak natręt i egocentryk. A kiedy ktoś wypytuje mnie o moje życie, to z kolei moja przestrzeń jest naruszona i nie jest mi z tym dobrze. W przypadku nielicznych bliższych znajomych toleruję to jeszcze w miarę dobrze, ale to są wyjątki.
Staram się nawiązywać relacje z ludźmi. Nawet prowadzę życie towarzyskie. Ale kiedy kolejny raz to tylko ja proponuję wspólne wyjście, to tylko ja zaczynam rozmowę, to tylko ja dzwonię, to tylko ja zapraszam na imprezę - wysiadam. Gdyby moje działania były takie, jak trzeba, to przynajmniej w części byłyby odwzajemniane. Skoro nie są, najwyraźniej się narzucam i nie jest to miłe dla napastowanych osób. W takich chwilach odpuszczam sobie, zaprzyjaźniam się ze swoim dołem. A potem znów wstaję i idę rozbijać się o solidną szklaną ścianę. I jeszcze raz. I jeszcze raz.
Dwukrotnie udało mi się zaprzyjaźnić. Pierwszy raz - pod koniec liceum. Przez rok byliśmy nierozłącznymi kumplami, wymienialiśmy się książkami, chodziliśmy na piwo albo na pizzę z samym serem, bo nie było nas stać na nic więcej. Zwierzaliśmy się sobie, mieliśmy do siebie zaufanie, robiliśmy dla siebie nawzajem szalone rzeczy. Ta przyjaźń minęła - na studia kumpel wyjechał do Warszawy, ja zostałam w Lublinie. Potem, kiedy też przeprowadziłam się do Warszawy, byliśmy już o wiele za daleko. Drugi raz był na studiach. Ona - energiczna dziewczyna z problemami, zawikłanym życiem. Słuchałam o jej problemach, dużo rozmawiałyśmy, znów - książki, muzyka, wspólna nauka do egzaminów. I po jakimś czasie ona po prostu znalazła sobie nową przyjaciółkę, nagle - bez słowa - zredukowała kontakty ze mną do minimum. Przechorowałam to znacznie gorzej niż dowolnie wybrane rozstanie z facetem (o dziwo, ze związkami nigdy nie miałam takich problemów).
Nie wiem, co jest ze mną nie tak. Może potrzebuję psychologa. Może zwyczajnie jestem egoistyczną, niesympatyczną krową. A może jestem normalna. Nie wiem.


No dobrze, a na odtrutkę po takiej porcji emo - moi ukochani Amateur Transplants.

4 komentarze:

  1. Właśnie dlatego tam idę. Przede wszystkim. Bo ja mam tak samo - robię coś źle i nawet nie rozumiem co, nie widzę żadnych błędów ze swojej strony. Cóż, przynajmniej wiem że mniej-więcej mnie w tych kwestiach zrozumiesz, już wiem do kogo iść. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hm, z tego wynika, że też jestem emo. ;-P Tyle że to nie tak. Kluczowe jest właśnie to niewypytywanie i niewłażenie z butami. Bo inni mają wówczas wrażenie, że się ich olewa... Też tak masz, że się dobrze czujesz w tłumie w tłumie, gdy inni dookoła rozmawiają, a Ty możesz tylko słuchac? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ejj, ja tez tak mam...ale przecie ja nie jestem emo :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy18/1/10 22:11

    Są ludzie, którzy znają Józefa, i tacy, którzy go nie znają. Z tymi co znają możesz spotkać się raz na 20 lat i jest ok. Inni, to ci co włażą w życie lub... są inni.
    Nie mam przyjaciółki, bo nie mam czasu na częste telefony i kontakty. Zrozumienie mojego trybu życia i wyrozumiałość w tej sprawie zawdzięczam mojej drugiej połowie i Gumochłonowi. Ale mam całą masę ludzi, z którymi mogę się spotkać raz na dwa lata i nie zmęczyć się przez dwie godziny wspólnego bycia razem. Jestem emo??
    Vec

    OdpowiedzUsuń